Forum |2020| Strona Główna |2020|

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Gra'kkon

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum |2020| Strona Główna -> Postacie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Girion
Namiestnik Forum
Namiestnik Forum



Dołączył: 18 Lis 2007
Posty: 979
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 19:00, 25 Sty 2011    Temat postu: Gra'kkon


Imię: Gra'kkon
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Githzerai
Charakter: Praworządny Neutralny
Wiek: 76
Klasa: Kapłan
Poziom: 10
Doświadczenie: 54200 (następny poziom: 55000 PD)
Bóstwo: Zerthimon

Wygląd:

- Wzrost i waga: 184/86
- Oczy: Szare
- Włosy: Brak
- Ogólny opis: Wysoki jegomość w nieco zniszczonym płaszczu podróżnym. Cichy i poważny, zazwyczaj porusza się wyprostowany, bacznie lustrując otoczenie spod kaptura.
- Znaki szczególne: Jest Githzerai (zielonkawa i pomarszczona skóra). Poza tym nie wyróżnia się wśród swego Ludu(dla ludzi każdy Gith wygląda zapewne identycznie).

Statystyki:

Atrybuty (Point Buy System 32):
- Siła: 10
- Zręczność: 16
- Budowa: 12
- Inteligencja: 12
- Roztropność: 22
- Charyzma: 14

Punkty Wytrzymałości: 90/90
Klasa Pancerza:25
Dotyk:20
Nieprzygotowany:22
Inicjatywa:+3


Bazowa premia do ataku: 7/2
Zwarcie: 7/2= 7/2(bpda) + 0(SI) / 10/5=7/2(bpda) + 3(ZR) (finezja w walce)
Dystans: 10/5=7/2(bpda) + 3(ZR)

Rzuty obronne :
Wytrwałość: 8=7+1(Bud)
Refleks: 6=3+3(Zr)
Wola: 13=7+6(Rzt)


Umiejętności:

Leczenie: 17=11+6(Rzt)
Dyplomacja: 12=10+2(Cha)
Koncentracja: 14=13+1(Bud)
Wiedza:Religia: 6=5+1(Int)

Znane języki:

-Podwspólny
-Chondathski

Atuty:

Czarowanie w walce
Infrawizja (18m)
Inercyjna zbroja - +4 do kp (jeśli postać jest świadoma)
Odporność na czary - 15 (5+1 za każdy poziom)
Odpędzanie nieumarłych
Biegłość w broni (Ostrze Karach)
Skupienie na broni (Ostrze Karach)
Finezja w walce

Psionika:
3/dziennie Otumanienie (st9)
3/dziennie spadające piórko
3/dziennie roztrzaskanie (st11)
1/dziennie zmiana planu (dopiero od 11 poziomu)

Czary Zapamiętane:
Domeny: Ochrona, Prawo

Poziom 0:

Naprawa
Stworzenie wody x3
Oczyszczenie jedzenia i wody x2

Poziom 1:

Błogosławieństwo
Odporność na żywioły
Ochrona przed chaosem
Nieprzenikniona mgła
Rozumienie języków
Tarcza wiary

Sanktuarium (Domena Ochrony)

Poziom 2:

Strefa prawdy
Eksplozja dźwięków x4
Siła byka

Uspokojenie emocji (Domena Prawa)

Poziom 3:

Oddychanie wodą
Rozproszenie magii
Przełamanie klątwy
Przełamanie choroby
Stworzenie jedzenia i wody x2

Ochrona przed energią (Domena Ochrony)

Poziom 4:

Stąpanie w powietrzu x2
Neutralizacja trucizny
Przywrócenie energii życiowej

Gniew porządku (Domena Prawa)

Poziom 5:

Zamiana planów x2
Ogniste uderzenie

Rozproszenie chaosu (Domena Prawa)


Charakterystyka: Gra'kkon nie przepada za tłumami, zwłaszcza tłumami ludzi, co do których zdążył się już parę razy zrazić. Stara się jednak nie oceniać nikogo po przynależności rasowej, toteż do każdej nowo poznanej istoty odnosi się z szacunkiem, acz z dużą dozą rezerwy. Jest małomówny- stara się mówić tyle ile trzeba. Jest ciekawy wszystkiego co nowe, ale nie wścibski. Z chęcią poznaje obyczaje jakiejś nowo poznanej rasy (społeczności itd.), o ile nie uważa ich za naganne.


Ekwipunek:

Broń: Ostrze Karach (1k10+3; premia do trafienia +3 za umagicznienie; 18-20x2)

Zbroja: Napierśnik (+5 do KP; maks. prem. za Zr: +3)
Basinet
Pierścień Ochrony+3(założony)

Inne wyposażenie:
Nieprzerwany Krąg Zerthimona(zawieszony na metalowym łańcuszku na szyi)
Plecak:
-Bukłak z wodąx2
-Zwijane posłanie
-Koc zimowy
-Krzesząca gałązka
-Pogięty srebrny puchar (20SZ)
Sakiewka:
0SP 237SZ 130SS 37SM


Historia:

-Panie Zielony! Panie Zielony, ja już chyba wiem kim pan jest!- Pięcioletni malec niecierpliwie wiercił się na swoim miejscu w wozie, a teraz pociągnął skraj szaty podróżnego siedzącego obok, by zwrócić na siebie jego uwagę.-Pan Zielony jest elfem! Ma pan prawie tak spiczaste uszy jak Shaira, ta ładna elfka z bazaru.-Brzdąc radośnie kontynuował swój wykład z miną mężnego odkrywcy, który właśnie odnalazł artefakt jakiegoś starożytnego imperium.-Tylko wygląda pan na chorego... dobrze Pan się czuje?-
Nim ów zaczepiony przez małego podróżnik zdążył zareagować, wywód chłopca został przerwany przez powożącego kupca, właściciela wozu -Caleb, zachowuj się, ów jegomość nie ma ochoty z tobą gadać!-. Mały chłopiec o imieniu Caleb naburmuszył się, skrzyżował ręce, wykrzywił twarz w gniewnym grymasie po czym odwrócił głowę na znak oburzenia. Na szczęście jego ojciec, który przedstawił się wcześniej jako kupiec Angyar, był zbyt zajęty powożeniem, aby to zauważyć.
Wóz leniwie ciągnął się przez krainę Vast, w stronę miasta Procambur. Dwa masywnie zbudowane muły sprawiały wrażenie, jakby cała sterta najróżniejszych towarów, kupiec z synem i tajemniczy podróżny ważyli nie więcej niż piórko, i z uporem parły naprzód. Wszechobecną ciszę przerwał tym razem kupiec Angyar -Dokąd to właściwie zmierzamy, panie ...- Jednak podróżnik już go nie słuchał, pogrążył się bowiem w rozmyślaniach.

***

*Wiedz*, że jesteśmy Pierwszym Ludem. Na początku był chaos. Potem z chaosu wynurzył się Lud. Kiedy Lud *poznał* istotę samego siebie, przestał być chaosem i stał się ciałem.

Pomieszczenie było niewielkie i dość ciemne. W środku pomieszczenia znajdowały się dwie postacie, z których jedna słuchała drugiej.

*Illithidowie* to rasa, która nie była zdolna *poznać* istoty samej siebie. Nauczyli się oni, jak sprawić, by inne rasy również nie były zdolne *poznać* samych siebie. Pędzili oni żywot w żywiole ciała i w ciele upatrywali narzędzie własnej woli. Kiedy *Illithidowie* nawiedzili Lud, ci niebawem przestali być Ludem. Stali się niewolnikami. *Illithidowie* wyprowadzili Lud z Pierwszego świata i przywiedli go ku Światom Fałszywym.

Za jedynym w pokoju oknem dostrzec można było pokaźnych rozmiarów miasto, a za nim rozciągała się już tylko bezkresna toń sfery Limbo.

*Poznajcie*, że ciało nie zostawia śladu na stali. *Poznajcie*, że stal pozostawia ślad na ciele. Na powierzchni stali dojrzał swoje własne odbicie. To właśnie poprzez własne odbicie, które zobaczył na powierzchni klingi, Zerthimon po raz pierwszy ‘poznał’ istotę samego siebie. Stal była ostra i służyła swemu właścicielowi. Ta właśnie klinga została wzniesiona, kiedy Zerthimon ogłaszał Oświadczenie o Dwóch Niebiosach. ‘Poznawszy’ istotę tego, Zerthimon stał się wolny.

Miasto jak na swoje rozmiary zdawało się zbyt ciche jak na swoje rozmiary. Obcy mógłby odnieść wrażenie że jest puste lub przynajmniej wyludnione, jednak tak w rzeczywistości nie było.

Na Spopielonej Równinie, Zerthimon rzekł Gith, że nad światem nie może być dwóch niebios. A kiedy rozległy się jego słowa, nadszedł czas wojny. I stało się, że Lud odniósł zwycięstwo nad swymi panami z rasy *Illithidów*. Tak oto *poznali* istotę wolności.

Słowa rytmicznie rozbrzmiewały, odbijając się od ścian pustej o tej porze budowli. Wymawiająca je istota ,choć mówiła z pamięci, ani razu się nie wstrzymała, jakby czytała z księgi. Oczy miała zamknięte.

Zerthimon wypowiedział słowa, które zapoczątkowały opór przeciw Gith. Zerthimon rzekł Gith, że Lud ich już *poznał* istotę wolności. Teraz zaś powinien raz jeszcze *poznać* istotę samego siebie i naprawić szkody, których dawniej doznał. Zaś słowom Zerthimona przyklasnęło wielu innych z Ludu, albowiem zmęczyła ich wojna przeciw *Illithidom*. *Poznajcie*, że serce Gith i serce Zerthimona nie zgadzały się. Gith chciała, aby wojnę prowadzono dalej. Aby zniszczono wszystkich *Illithidów*. Aby ich ciała zniknęły. A słowa jej były zimne jak naga stal.

W powietrzu czuć było lekkie napięcie, całość powoli zmierzała ku końcowi.

I Zerthimon ogłosił Oświadczenie o Dwóch Niebiosach. A zaraz po jego słowach nadeszła wojna. We wszystkim musi istnieć równowaga, albo całość zostanie zachwiana.

W pomieszczeniu zapadła cisza. Druga postać, która jak dotąd milczała, odezwała się jako pierwsza.
-*Poznałeś* już nauki Zerthimona, nic więcej nie mogę Cię nauczyć. Co teraz poczniesz? Wyruszysz do Shrak'at'lor?-
-Nie mistrzu, moją *wolą* jest wyruszyć do materialnych planów, takich samych jak ten, w którym mieszkał *Lud* przed zniewoleniem, i poznać ich naturę.-
-Od teraz podążasz własną *ścieżką*. Nie *znasz* siebie jeszcze na tyle, aby podróżować swobodnie między planami, ten jeden raz mogę ci to jednak umożliwić. Gdy nabierzesz doświadczenia, wrócisz do nas o własnych siłach.


***

-... jeśli chodzi o mnie to jadę tylko do Procambur i potem zawracam, ale nie wiem czy strażnicy przepuszczą elfa z taką dziwną chorobą...- Kupiec gadał w najlepsze, dopiero teraz zorientował się, że jego rozmówca cały czas milczy.- Niech się pan nie gniewa, nie chciałem urazić...-
-*Wiedz* że nic mi nie dolega ani nie przynależę do ludu elfów.*Wiedz* też że nie uraziłeś mnie człowiecze. Nie zmierzam do Procambur, tylko gdziekolwiek. Tutaj wysiądę. Ten przybytek wydaje mi się wart *poznania*- Po czym podróżnik zeskoczył z wozu i skierował się w stronę samotnego budynku przy drodze. Choć do miasta było już niedaleko, czuł że warto tu zajść. Nad wejściem znajdował się szyld, który witał "wspaniałych gości" w "Gospodzie Pod Dumnym Kogutem". Z odjeżdżającego wozu wystawił głowę Caleb, który najwidoczniej z powodu nękającej go ciekawości zapomniał że jest obrażony. -To kim pan jest jak nie elfem?-
Podróżny zatrzymał się tuż przed wejściem i odrzucił kaptur z głowy. -Me imię jest Gra'kkon. Jestem jednym z *Ludu*. Jestem *Zerthem*. Jestem *Githzerai*.

*** około rok później ***

Zapadł zmrok. Sporadyczne światła w oddali świadczyły o obecności jakichś gospodarstw w okolicy, jednak było ich raczej kilka i to dość daleko. Przy niewielkim ognisku siedział wędrowiec ubrany w obszerny płaszcz z kapturem, spod którego można było dostrzec ledwie dwoje połyskujących w blasku ogniska oczu. Wpatrywał się w ogień jak zahipnotyzowany, w istocie był pogrążony we wspomnieniach... Tego dnia, gdy wszedł do gospody „Pod dumnym kogutem”, nie spodziewał się nawet, jak wielka przygoda i jak wielkie niebezpieczeństwo go spotka...

***

Drużyna wyszła z grobowca i ruszyła starym korytarzem. Gra'kkon miał złe przeczucia co do tego pomieszczenia, ale nie aż tak złe. Gdy ktoś niechcący uruchomił pułapkę, z góry poleciał na nich kamienny blok,Gra'kkon zdążył tylko pomyśleć, że lepiej było zostać w Limbo.
Potem zapadła ciemność, i stracił przytomność...

W ciemności Gra'kkon dostrzegł cieniste postacie, które stawały się coraz wyraźniejsze. Te postacie pojawiały się znikąd, mijały Gra'kkona, przemieszczały się po wykładanej granitem drodze i z powrotem rozpływały się. Kształty stawały się coraz wyraźniejsze, a świat powoli zaczynał nabierać dźwięków i kolorów.
Z naprzeciwka nadchodziła dostojna postać, która nie była owiana mgłą, od pierwszego kroku zachowywała wyraźne kontury. Gra'kkon dojrzał w tej istocie jednego z *Ludu*, widział jej pomarszczoną skórę i czuł jej aurę. W chwili, gdy ich spojrzenia spotkały się, Gra'kkon *poznał* istotę stojącego przed nim Githzerai, choć jeszcze nie dane mu było *poznać* istoty tego spotkania. Ze zdziwieniem i z czcią przykląkł na jedno kolano, a z jego ust zdołało się wyrwać tylko jedno słowo...
-Zerthimonie...-
Tajemnicza postać otworzyła usta, jak by chciała coś powiedzieć,lecz w tym momencie cienie błyskawicznie się rozmyły i znów zapadła ciemność, lecz tym razem było z nią coś więcej. Było odrętwienie, zimno i udręka.
Gra'kkon otworzył oczy, widział niewyraźnie. Nad nim pochylał się jakiś znajomy, pokryty łuskami mężczyzna, ale Gra'kkon nie mógł sobie przypomnieć jego imienia. Powoli czuł, że zostało mu już niewiele czasu.
W akcie desperacji zebrał w sobie całą wolę życia, jaka jeszcze w nim pozostała i spróbował rzucić na siebie zaklęcie lecznicze, jednak przyczajony za kolumną ork zakończył tę próbę dobijając go oszczepem...
Gra'kkon na powrót znalazł się na brukowanej drodze, wśród cieni i pustki. Przed nim stała ta sama postać co przed chwilą, lecz jej wygląd zdecydowanie zmienił się z obojętnej na stanowczą. Od tego Githzerai emanowała siła i stanowczość.
Gra'kkon ponownie przykląkł.
-Zerthimonie... zawiodłem. Okazałem się zbyt słaby, by osłonić tych, których zgodziłem się ochraniać... Ja...-
Gra'kkon poczuł zdecydowany uścisk na swoim ramieniu.
-Gra'kkonie, *poznaj* i zapamiętaj, że podzielony umysł dzieli również duszę. Wola i dłoń muszą być jednym. *Poznawszy* istotę tego, staniesz się silniejszy.-
Gdy ich spojrzenia spotkały się, Gra'kkon zrozumiał,*poznał* i zapamiętał. Gra'kkon sięgnął po swój korbacz, ale niestety nie miał go przy sobie. Tak samo jego koszulka kolcza była w strzępach.
Zerthimon podał mu lekko połyskujący Ostrze Karach.
-*Poznajcie*, że ciało nie zostawia śladu na stali...-
Głos Zerthimona był głęboki i czysty.
-*Poznajcie*, że stal pozostawia ślad na ciele- Dokończył za niego Gra'kkon. Zerthimon uśmiechnął się blado.
-Widzę, że tę część już znasz. Niestety nie mamy więcej czasu na rozmowę, inaczej Ci o których już wspominałeś zakończą swe żywota.-
Z cienia wyłoniło się jeszcze kilku Githzerai, którzy pośpiesznie nałożyli na Gra'kkona napierśnik z zimnego żelaza. Gra'kkon skłonił się przed Zerthimonem po raz ostatni i zapadł w ciemność. Dałby głowę, że zdążył jeszcze usłyszeć kilka słów
-Wytrwaj. Poprzez wytrwałość rośnij w siłę...-

Tym razem trwało to tylko chwilę. Gra'kkon otworzył oczy i zobaczył znajomy już mu korytarz, w którym jednak pełno było orków. Momentalnie poderwał się z ziemi, a jego ostrze zawirowało. Choć jego niedawne rany nadal mu dokuczały, starał się wytrwać. Musiał.

***

Wspomnienie dobiegło końca, Gra'kkon znów znalazł się przy trzeszczącym i strzelającym iskrami ognisku. W klasztorze wielokrotnie powracał do tych wspomnień, i właśnie między innymi z ich powodu ponownie klasztor opuścił. Tamtego dnia utracił połowę towarzyszy, pamięta ich dobrze mimo że minął już rok: Ulfgar Miszkun-krasnoludzki wojownik, który zginął przygnieciony gruzem podczas wstrząsu, Khrik- koboldzi zaklinacz, który został zabity przez zabójczą pułapkę, która omal nie wykończyła też Gra'kkona. I jeszcze Ara- ciemnowłosa bardka, która poległa w walce z orkami i została złożona w starym grobowcu...
Jednak to wcale nie był koniec ich problemów, mimo że odparli orków...

***

Gra'kkon, choć miał dużą odporność na ataki umysłowe, nie miał zamiaru dać Łupieżcy ani szansy więcej na próbę ataku psionicznego. Przez chwilę dwaj odwieczni wrogowie mierzyli się wzrokiem, po czym Githzerai wziął zamach i ruszył na Ilithida, jednak nie przewidział, że ranny stwór może jeszcze sprawnie walczyć.
Łupieżca skoczył na Gra'kkona nim ten zdążył wykonać cios. W jednej chwili obydwaj zawirowali i przewrócili się na kamienną posadzkę. W gwałtownej szamotaninie która nastąpiła zaraz potem miecz Gra'kkona odleciał w kąt pomieszczenia. Przez pierwszą chwilę walka była zrównoważona, acz niezwykle zażarta. W pomieszczeniu czuć było czystą esencję nienawiści...
Patową sytuację przerwał Ilithid, któremu udało się uzyskać chwilową przewagę, jego macki wystrzeliły w kierunku głowy Gra'kkona. Pierwsza spudłowała, przed drugą zdążył się uchylić, pozostałe dwie dosięgły celu i przyssały się. Walka stawała się coraz bardziej rozpaczliwa.
Gdy Łupieżca próbował dosięgnąć go pozostałymi mackami, Gra'kkonowi stanęła przed oczyma wizja ze swojej przeszłości, jeszcze sprzed wyruszenia z Limbo. Było to malowidło ścienne przedstawiające Pola Łupin, miejsce, gdzie ongiś trafiały wszystkie ofiary Ilithidów. Znów widział równiny zasłane zwłokami z wyssanymi mózgami aż po horyzont. Całość oblepiona była morzem skrzepłej krwi...
W tej samej chwili Łupieżca wydał z siebie krzyk bólu, a Gra'kkon zwinnie odskoczył pod ścianę, trzymając w ręce Nieprzerwany Krąg Zerthimona, którego ostra krawędź pochlapana była niebieskawo oleistą posoką. Zaskoczony stwór cofnął się o kilka kroków a przez mackowatą głowę Ilithida biegła teraz paskudna szrama.
Gra'kkon gorączkowo rozglądał się w poszukiwaniu ostrza, niestety znalazł je tuż obok Łupieżcy Umysłu, który właśnie podnosił je z ziemi. Z chwilą gdy tylko je dotknął, zaczęło mienić się różnymi odcieniami a powierzchnia ostrza zrobiła się dziwnie chropowata. Ilithid nie zwrócił na to uwagi, tylko z niechęcią spojrzał na Krąg w rękach przeciwnika.
-Myliłem się. Nie jesteś Githyanki, tylko ten drugi... jak on tam-.
Z pogardliwym uśmiechem szedł w kierunku Gra'kkona, unosząc w górę ostrze, które z każdą chwilą zmieniało swój kształt na coraz bardziej bezładny. Zamaszyście przeciął powietrze topornym ciosem, jednak Gra'kkon uchylił się.
-To bez różnicy... zbiegły niewolnik pozostanie zbiegłym niewolnikiem...-
Zaatakował ponownie, tym razem jednak Githzerai nie uskoczył, tylko złapał ostrze w dłoń. Łupieżcę aż zatkało, gdy zamiast przeciąć rękę, miecz, a raczej toporny kształt o wyglądzie pałki, znieruchomiał w uścisku przeciwnika. Chwilę potem ostrze zmieniło się w bezkształtną masę, by zaraz ponownie przybrać swój dawny kształt, jednak rękojeścią znajdowało się już w dłoni Gra'kkona, z której co prawda sączyła się powoli krew.
Tym razem to Gra'kkon zaatakował. Nadal zaskoczony Ilithithid panicznie odskoczył i przez chwilę mogło by się zdawać, że cios spudłuje o milimetry, jednak jakimś cudem (a może nie) ostrze delikatnie wydłużyło się na chwilę i pozostawiło ślad przez całą długość klatki piersiowej. Raniony już drugi raz Łupieżca zatoczył się do tyłu, zaraz potem spadł na niego kolejny cios i definitywnie zakończył jego żywot.
Gra'kkon rozejrzał się po pomieszczeniu i zatrzymał swój wzrok na Rakshy, który jak dotąd przyglądał się walce w milczeniu. Po dłuższej chwili milczenia skinął mu głową na znak powitania.
-Bądź pozdrowiony. Poszukuję odpowiedzi.-
Mówiąc to był gotowy do odparcia ewentualnego ataku.

***

Tamtego dnia udało mu się uratować Vessnę przed pożarciem przez Illithidów, jednak na długo nie zmienił jej losu... Udało mu się za to zabić samodzielnie aż dwóch Łupieżców, jednak oby tak dramatycznej walki nigdy więcej nie musiał staczać...
Przed oczami stanęło mu teraz wspomnienie, które nieraz spędzało mu sen z powiek w klasztorze...

***

Gdy członkowie drużyny ruszyli skakać nad przepaścią, Gra'kkon jeszcze przez chwilę się koncentrował przed tym wyzwaniem. Gdy otworzył oczy, zobaczył obok siebie Kinera, reszty członków drużyny nie było już widać, co mogło oznaczać tylko jedno...
Githzerai wziął rozpęd i przeskoczył na pierwszą wysepkę. Odwrócił się i zachęcił Kinera do skoku, w razie jego niepowodzenia mógł przecież spróbować przynajmniej go złapać. Szkoda że inni próbowali swoich sił samodzielnie...
Gra'kkon skoczył dalej, na następną wysepkę i tak jak poprzednio, zaczekał na Kinera. Ten skok wymagał już od niego użycia Spadającego Piórka.
Udało mu się także przeskoczyć na trzecią wyspę. Był już o krok od wyjścia...
Pomógł skoczyć Kinerowi, po czym spojrzał na ostatnią przepaść przed nimi, której zresztą najbardziej się obawiał. Pośpiesznie ściągnął napierśnik i przerzucił go na drugą stronę, razem z plecakiem.
Gra'kkon dotknął dłonią Nieprzerwanego Kręgu Zerthimona i jeszcze raz dogłębnie się skoncentrował. Przez tą ostatnią przepaść skoczył kompletnie wyciszony...
Niestety zabrakło kilku centymetrów... i Gra'kkon zaczął opadać w przepaść. Spadające Piórko spowolniało upadek, ale go nie zatrzymywało.
Gra'kkon z wielkim trudem ocalił się za pomocą ostrza na którym to zawisł nad przepaścią. Z trudem dostał się na bezpieczny grunt, z wyciągnięciem ostrza nie miał większego problemu. Demon wdzierał się do sali, Gra'kkon starał się zebrać wszelkie siły by użyć swej astralnej mocy. Widział jak demon pochwycił hobbita, ten jakimś cudem się mu wyrwał i pochwyciwszy legendarne Jabłko Zła spadł do jeziora lawy. - Nieeeeeeeeeeee! - wydał z siebie ryk demon. Doszło do oślepiającej eksplozji kiedy jabłko zetknęło się z wrzącą lawą. Gra'kkon cudem uniknął śmierci przenosząc się w bezpieczne miejsce, widział jak eksplozja zmienia demona w pył. Gra'kkon pojawił się w bezpiecznym miejscu u wrót klasztoru w Limbo. Wrota powoli się otwarły, dostrzegł znajome twarze, wiedział że jest bezpieczny i nic mu już nie grozi...

***

Tamtego dnia jezioro lawy pochłonęło pozostałą trójkę jego towarzyszy: Vessnę- czarodziejkę z głuszy, Altaira- smokokrwistego wojownika i Kinera- hobbita łotrzyka.
Gra'kkon jako jedyny przeżył i dopóki żyć będzie, dopóty wspomnienia o nich będą trwać w sercu Githzerai oraz w kronikach klasztoru, w których prawdopodobne zniszczenie Jabłka Zła zostało skrzętnie odnotowane...
Na horyzoncie zgasły ostatnie światła, tak samo ognisko, przy którym siedział Gra'kkon zaczęło powoli przygasać. Z wolna wstał z ziemi i szczelniej okrył się starymi i wysłużonymi szatami. Tej nocy gwiaździste niebo zmuszało Gra'kkona do refleksji nad decyzją drugiej wyprawy do Faerunu.
Spędził w klasztorze ponad jedenaście miesięcy, opowiadając o swoim spotkaniu z Zerthimonem i przekazując wiedzę, którą nabył podczas swej pierwszej podróży. Jednak czegoś mu brakowało...
Na co liczył ponownie opuszczając Limbo? Czy pociągała go żądza *poznania*, czy też może liczył na ponowne spotkanie z Zerthimonem, a może po to prostu udręka i tęsknota za dawnymi towarzyszami?
Nie wiedział tego sam, jednak wkrótce pewnie się dowie... Ale teraz czas już nastał udać się na spoczynek. Dołożył do ognia, sprawdził czy jego osioł jest przywiązany do drzewa i położył się spać. Za kilka dni powinien dotrzeć do Nashkel, a dokąd pójdzie dalej, to się jeszcze zobaczy...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Girion dnia Sob 0:49, 21 Sty 2012, w całości zmieniany 47 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum |2020| Strona Główna -> Postacie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin